Michał Podgórski
absolwent Technikum Informatycznego, 2011r.
Pamiętam jak nadszedł ten czas kiedy musiałem pożegnać się z starą szkołą Gimnazjalną. I wybrać nową placówkę edukacyjną. Od najmłodszych lat interesowałem się nowinkami informatycznymi oraz wszystkim co związane było z oprogramowaniem komputerowym. Stąd nie chciałem kontynuować nauki w Liceum o jakimś mało interesującym kierunku i ukończyć szkole ogólnokształcąca tylko z maturą, lub zdecydować się na kierunek stricte zawodowy i zdobyć wyłącznie jakiś fach w ręku. Mając zawężone pole manewru miałem do wyboru dwie uczelnie. Technikum Elektryczne oraz własnie Zespół Szkół Rolniczych. Wybór padł właśnie na “Rolnika”, trochę też za namową przyjaciółki Magdaleny C. która jest ode mnie o rok starsza, i opowiadała jak to w tej szkole jest fajna i przyjemna atmosfera. A od tego momentu droga do decyzji ostatecznej była już krótsza i jednoznaczna – ZSRCKP stał się moim pierwszym wyborem, kierunek Technik Informatyk.
Na samym początku w roku 2007 jako młody chłopak jeszcze nie wiedziałem że to właśnie w tej szkole rozpoczynam najlepszy etap mojego życia który trwa ze mną do dziś. Z poznanymi tam osobami do dziś utrzymuje przyjacielskie kontakty, często się widujemy mimo naszych aktualnie dorosłych obowiązków. Nauczycieli wspominam z uśmiechem na twarzy jako osoby potrafiące zaszczepić miłość do danego przedmiotu i takie które zawsze chętnie udzielają pomocy tym którzy akurat jej potrzebują. W tej szkole dostałem szansę również na to aby rozwinąć w kierunku artystycznym. Zgłosiłem się do szkolnego koła teatralnego, ćwiczyłem śpiewanie oraz ruch sceniczny i pomimo zdania egzaminu dojrzałości oraz uzyskania tytułu technika dzisiaj zajmuje się pracą na scenie oraz z głosem w sposób bardziej profesjonalny. Kto wie jak mogło by potoczyć się moje życie gdybym wybrał typowe, liceum? Nawet nie chce sobie tego wyobrażać.
Decyzja ta stała się najlepszą w moim życiu. Przyjaźnie utrzymane do dziś, wspomnienia które tkwią ze mną do końca życia oraz osoby która nie kierowały moim losem ale wskazywały mi drzwi przez które sam przeszedłem. Warto było i cytując słowa piosenki z piosenki zespołu Queen – We are the Champions, każdy kto zdecyduje się na pewien etap swojego życia własnie w tej szkole, zyska masę pięknych chwil, wspomnień, doświadczenia i świadomość tego że już został zwycięzcą w przygodzie zwaną życiem.
Michał Podgórski muzyk/wokalista The Black Sheep
Aneta Lipska
absolwentka Technikum Hotelarskiego, 2009r.
Aneta Lipska – absolwentka ZSR CKP z 2009r. Miałam lat 16, gdy po zdaniu egzaminu gimnazjalnego, musiałam wybrać szkołę średnią. Były piękne, słoneczne czerwcowe dni, a ja rozmyślałam nad swoją szkolną przyszłością… Wybrałam w Zespole Szkół Rolniczych klasę o profilu technik hotelarstwa. Bardzo zainteresował mnie kierunek związany z hotelarstwem, choć nie wiedziałam nic na jego temat. Kojarzył mi się z pięknymi hotelami, podróżami, zasadami, jakich pracownik powinien przestrzegać.
Kiedy nadszedł pierwszy dzień w nowej szkole, czułam ogromny stres, ale też radość, bo działo się coś nowego w moim życiu. Nie znałam nikogo, ani jednej osoby, więc tym bardziej się bałam. Okazało się, że w klasie jest dużo miłych i życzliwych osób. Szybko się zintegrowaliśmy, zawieraliśmy nowe przyjaźnie, z których jedna przetrwała do dziś (pozdrawiam Dominikę Wiszowatą :). Razem uczestniczyłyśmy w życiu szkoły, a mianowicie: w uroczystych apelach, przygotowaniach świątecznych, otwartych dniach szkoły, no i oczywiście w organizacji studniówki. Miałam zaszczyt być skarbnikiem klasowym, więc zbieranie pieniędzy od bzdur, tj. ksero, po koszty studniówki było moim zadaniem. Bywało różnie, ale z biegiem lat wspominam z uśmiechem nawet nieprzyjemne sytuacje. Najbardziej cennym wspomnieniem są dla mnie dobre kontakty z nauczycielami. Cała Rada Pedagogiczna, a w szczególności nasza wychowawczyni, Pani od języka polskiego, i Pani od przedmiotów hotelarskich – jesteście mega DO DZIŚ. Nie wypisuje imion i nazwisk, ale nauczyciele czytający na pewno wiedzą kogo mam na myśli 😉 Myślę, że nauczyciele nas też wspominają z uśmiechem na twarzy. Byliśmy w końcu pierwszym rocznikiem Technikum Hotelarstwa. Myślę, że bardzo się lubiliśmy, nie było żadnych zgrzytów, prawie żadnych… Wiadomo, jak to uczniowie, daliśmy popalić nieraz niepotrzebnymi dyskusjami, ale potrafiliśmy szybko załagodzić sytuację. Nie można się bowiem złościć na nauczyciela, któremu można się zwierzyć, wypłakać w rękaw, z którym można porozmawiać, pośmiać się, pożartować,. Pamiętam doskonale nasz wspólny wyjazd z klasą i naszą ukochaną wychowawczynią na Litwę. Śmiechu było co niemiara… Nocne dyżury naszej wychowawczyni, żebyśmy przypadkiem nie uciekli na nocne spacery po mieście, pamiętam do dziś. Udało się jednak przemknąć do sąsiedniego pokoju koleżanek i kolegów. Zebraliśmy się tam chyba w 15 osób i wspominaliśmy najśmieszniejsze sytuacje z życia klasy i szkoły, było super. Na każdej przerwie z radiowęzła słuchaliśmy najnowszych hitów, dawało to nam siły do odsiedzenia wielu godzin w szkolnych ławkach.
W czasie trwania nauki mieliśmy praktyki w hotelach. Ja rozpoczęłam je w Hotelu Cristal. I tak zaczęła się moja kariera z hotelarstwem. Bardzo dużo wiedzy i praktyki wyniosłam z odbytych praktyk. Udało mi się po nich dostać pracę w hotelu Cristal na stanowisku kelnerki. Dla mnie było dużym sukcesem pracować w tak renomowanym hotelu. Chodziłam do pracy w weekendy i wakacje, ponieważ cały czas się uczyłam.
Gdy zdawaliśmy maturę, a następnie egzamin zawodowy, to był czas i radosny, i smutny zarazem. Trzeba było się pożegnać i z klasą, i szkołą po czterech cudownych latach.
Po zdaniu matury i egzaminu zawodowego zdecydowałam się pójść na dwa kierunki studiów (dzięki wsparciu rodziców): dziennie przez 5 lat studiowałam Pedagogikę na Uniwersytecie w Białymstoku i zaocznie przez 3 lata Turystykę i Rekreację na Politechnice Białostockiej. Były to ciężkie lata pracy, ale udało się dobrnąć do końca. Gdy byłam na 4 roku Pedagogiki stwierdziłam, że czas poszukać pracy. Rozniosłam setki CV do hoteli, przedszkoli, szkół – bez efektu. Wysyłałam mailem CV. Chodziłam na rozmowy kwalifikacyjne i powoli traciłam nadzieję. Po 3 miesiącach dostałam pracę w Hotelu, który dopiero powstawał. Pracowałam na stanowisku pokojowej. Ciężka praca, ale byłam zdeterminowana. Po 8 miesiącach zaproponowano mi stanowisko Inspektora Pięter. Byłam szczęśliwa, bo poczułam, że się rozwijam, że nie stoję w miejscu. Kierunek, który zdobyłam w Technikum, bardzo dużo mnie nauczył i dał mi przede wszystkim możliwości na przyszłość. Bardzo lubię pracę w hotelu, chociaż jest stresująca, fizyczna i wyczerpująca, ale gdy Goście nam dziękują, są zadowoleni, zostawiają nam listy z podziękowaniami, wyjeżdżają uśmiechnięci i co najważniejsze wracają do nas – to jest najlepsza zapłata dla osób, które ciężką pracą przygotowują pokoje i dbają o udany pobyt w hotelu. W trakcie pracy składałam również CV do szkół, ale nie robiłam sobie większych nadziei. Ku mojemu zaskoczeniu po 3 latach starań dostałam propozycję pracy w Technikum na kierunku Technik Hotelarstwa. Moje marzenie się spełnia. Pracuję w hotelu i mogę praktykę oraz wiedzę przekazywać młodym ludziom. Bardzo bym chciała to robić jak najdłużej, ale nie wiadomo, co nam przyniesie los…
A jeśli mogłabym coś przekazać młodym ludziom, to przekonanie, że poprzez ciężką i uczciwą pracę, szczerze wykonaną człowiek się rozwija i spełnia zawodowe marzenia. Lata spędzone w Technikum będę zawsze wspominać z wielką przyjemnością i z uśmiechem na twarzy…
Oby wszędzie byli tacy nauczyciele jak w Zespole Szkół Rolniczych!!!
Dominika Wiszowata
absolwentka Technikum Hotelarskiego, 2009r.
Trudno mi uwierzyć, że to już tyle lat minęło. Mam wrażenie, że dosłownie przed chwilą stawałam przed wyborem szkoły średniej… Co wybrać: liceum- jak wszyscy, czy technikum, które da mi nie tylko maturę, praktykę, ale i zawód. Na szczęście dokonałam słusznego wyboru: Rolnik i klasa hotelarska! Klasa z przewagą dziewczyn i ta nasza wychowawczyni… Starsze roczniki ostrzegały, że „ostra” nauczycielka.
W życiu szkoły brałam dość aktywny udział: występy, targi, jasełka , chórki … Wszystko wspominam z łezką w oku… A co najbardziej? Ludzi, którzy tworzyli ten wspaniały, niepowtarzalny klimat. Mimo że szkoła była duża, miałam znajomych na każdym korytarzu. Przerwy mijały tak szybko, że nie zdążyłam często zjeść kanapki… Z wieloma osobami do tej pory utrzymuję kontakt.
Kadra nauczycielska – doświadczona i znakomita. Byli oczywiście surowi nauczyciele, którzy siali postrach wśród uczniów… Dzisiaj wiem, że oni po prostu chcieli dla nas dobrze. Każdy z belfrów z ogromnym zaangażowaniem podchodził do przygotowania nas do matury i egzaminu. Można było zapytać o wszystko, zawsze służyli pomocą. A „ostra” wychowawczyni okazała się najlepszą nauczycielką historii, geografii i życia. Z tego miejsca za wszystko dziękuję Pani Kozłowskiej, jeszcze raz. Najchętniej wymieniłabym wszystkich wspaniałych ludzi, którzy tak wiele wnieśli w moje życie w czasie nauki w ZSR CKP. Po co? Właśnie po to, aby nowe roczniki ich szanowały i wiedziały jak dobrymi ludźmi są: Pani Olchowik, Pani Emilka Januszewska, Pani Agnieszka Budrecka, , nauczyciele w-f, Panie z biblioteki i oczywiście Pan woźny… Wszystkich wspominam wciąż bardzo życzliwie.
Ta szkoła nie tylko nauczyła mnie zawodu i pozwoliła zdać maturę, ona nauczyła mnie jak radzić sobie w życiu. Nie wyjechałam za granicę, pracuję w kraju, ukończyłam studia i obecnie pracuję na stanowisku Międzynarodowego Menagera Sprzedaży, a nie byłam uczniem bardzo dobrym.
Reasumując : gdybym wiedziała, że będę tak tęsknić za latami spędzonymi w szkole, nie kwapiłabym się tak bardzo do zdawania do kolejnych klas.
Pozdrawiam wszystkich, którzy uczyli się ze mną i nauczycieli, którzy uczyli mnie.
Jan Leończuk
absolwent technikum rolniczego
Jan Leończuk, poeta, prozaik, tłumacz wydawca. Opublikował kilkanaście zbiorów wierszy, felietony, opowiadania. Niedawno wydany wybór wierszy „Zapomniałem was drzewa moje” pozwala spojrzeć na jego poezję jako przejmującą lirykę poszukującą sensu ludzkiego bycia w świecie i strzegącą moralnych wartości. Absolwent technikum rolniczego.
Profesor Stanisław Żyźniewski … . Wystarczy chociaż na chwilę zamknąć oczy ażeby przenieść się w czas pozornie obumarły i aby w tym czasie utrwalonym na pożółkłych już fotografiach, otworzyć Tamten Czas. I widzę Pana Profesora w pobliżu internatu z szablą przepasaną u boku. Mówiliśmy wtedy młodzieńczym niezrozumieniem: „Żyźnio – tak nazywaliśmy pieszczotliwie – robi znowu obchód …”. A profesor przecież nie byt z „tego świata”, udawało się nam dostrzec transformację człowieka, artysty, który potrafił przenieść się w inny, mniej szary pełen wartości nie przemijających, świat. Takim pamiętam, rejestrującego na taśmie filmowej, a byty to lata 60 – te, fragmenty prozy Sienkiewicza, Źeromskiego. Uczyliśmy się literatury na lekcjach języka rosyjskiego i niemieckiego w sposób nieznany eksperymentatorom -pedagogom, oczywiście, lekcje te byty przeznaczone dla „garstki wybrańców”, choć wtedy nie rozumieliśmy naszego pomazania i wybrania, nie docenialiśmy tego.
Pamiętam Pana Profesora stojącego przy tablicy, z kredą w ręku, snuła się opowieść, być może była to kolejna Księga Pana Tadeusza, na tablicy kreda pozostawiła kreski, długie linie, i zaledwie dotknięcia jakby to nazwała poetka „pocałunki czasu”. I wyłaniał się z tych kresek dwór w Soplicowie, okolony topolami, kresowy dwór pełen jeszcze spokoju i nam niezrozumiałych tęsknot profesora, ciepła, jakiejś ledwie uchwytnej nutki nostalgii. Wydawało nam się, że klasa zamiera. Na naszych oczach pojawiał się artysta, wielki człowiek, poeta i ostatni „co tak poloneza wodził” – ale mogliśmy zrozumieć dopiero po wielu latach, kiedy Profesor Żyźniewski przeszedł, już na Drugą Stronę Życia. I niewielu było szczęśliwców, którzy zrozumieli Pana Profesora, niewielu miało to szczęście wędrować z Dojlid aż do ulicy Kraszewskiego, słuchać niekończących się strof poetyckich wygłaszanych w różnych, obcych dla mnie językach, ale snuła się ta tajemnicza nić, która potrafi wskazać najistotniejsze, najważniejsze … Pamiętam, że życiowe wskazówki, one pojawiały się między literackimi fragmentami, były jak niewinne wstawki, ale jak potrzebne w tamtym czasie zatruwanym prelegentami, lektorami i słowa Pana Profesora byty łagodnym ukojeniem, odnajdywaniem spokoju i ładu wewnętrznego.
I wciąż widzę rysunki na tablicy, ulotne dzieła sztuki, i zdawało mi się. że tylko uczniowie drohobyckiego gimnazjum mieli to szczęście, kiedy ich uczył rysunku Brono Schulz. Wierzę, że Profesor Żyźniewski był tą samą wielkością, wrażliwością. Tylko pozostało o wiele mniej, kredę zmyła żarłoczna gąbka, pamięć przykryło zapomnienie … Wierzę, że Profesor Żyźniewski żyje ..
Agnieszka Motowicka
absolwentka Technikum Ogrodniczego – 1988-93
Nazywam się Agnieszka Motowicka. Obecnie jestem absolwentką Politechniki Białostockiej o specjalności: produkcja ekologiczna i biznes w rolnictwie. Sięgając jednak pamięcią wstecz przypomniałam sobie moją średnią szkołę, a wraz z nią emocje, przeżycia i doświadczenia, jakie mi towarzyszyły przez ten 5 – letni okres kontynuowania nauki. Zaczynając od początku, przypominam sobie rok 1988, w którym to właśnie rozpoczęłam naukę w ZSR w Białymstoku. Moje pierwotne plany nauki ponadpodstawowej, przyznaję, nie byty związane z tą szkołą. Jako 16 – latka pragnęłam uczęszczać do Liceum Ekonomicznego, podejrzewam, iż tak samo jak większość moich rówieśniczek. Los jednak, jak to w życiu bywa, jest nieodgadnięty i jego to zrządzeniem trafiłam do tutejszej szkoły, która jak się okazało w niedalekiej przyszłości – dała mi wiele satysfakcji i zadowolenia z programu nauczania i ludzi, z którymi i od których miałam przyjemność się uczyć. Kierując się moimi dopiero co wschodzącymi zainteresowaniami wybrałam Technikum Ogrodnicze. Już w niedługim czasie kontynuowania nauki, odkryłam w sobie, iż to, czego się uczę bardzo mnie interesuje i odczuwam satysfakcję z poznawania coraz to nowych zagadnień związanych z moją edukacją. Muszę powiedzieć, że nie tylko nauka sprawiła mi radość, bowiem grono pedagogiczne okazało się być gronem ludzi wyrozumiałych, kompetentnych i pomocnych, biorących aktywny udział w przyswajaniu wiadomości, jak również w rozwiązywaniu indywidualnych problemów, które nurtowały uczących się tutaj i zdobywających wykształcenie ludzi. Tu właśnie poznałam moją serdeczną przyjaciółkę Krystynę, z którą utrzymuję kontakt do dziś, często się spotykamy i wspominamy stare dobre dzieje. Niezapomnianą chwilą jest studniówka, która jest wydarzeniem na trwałe pozostającym w pamięci. Przez ten 5 – letni okres nauki i praktyki rozwijałam i fundamentowałam swoje zainteresowania, które postanowiłam dalej zgłębiać. Skutkiem tego było wybranie przez moją osobę wspomnianej na początku uczelni. Ostatni dzwonek dla mnie rozległ się w czerwcu 1993 roku. Jako „świeżo upieczona” maturzystka, nie podejrzewałam, iż po kilku latach ponownie usłyszę ten dzwonek, z tym, że już nie jako uczennica lecz jako przyszła pedagog. Tak też się stało. Podczas kontynuowania studiów, na których chyba zresztą jak wszędzie, pierwsze miesiące okazały się być najtrudniejsze, szybko minęły i okazało się że jest wspaniale. Na Politechnice również poznałam nowych, wspaniałych ludzi, zdobyłam nowe spojrzenie na świat, dzięki któremu wiele rzeczy odkryłam i zauważyłam. Jako praktykantka miałam do wyboru kilka szkół, w tym właśnie tę, w której kiedyś zdobywałam wiedzę. Myślę, że moim wyborem kierował swego rodzaju sentyment, bo jakby tu jednak nie patrzeć, to w każdym z nas są takie okruchy sentymentalnych wspomnień, a ja właśnie takie wspomnienia wiążę między innymi z moją średnią szkołą. Mam również nadzieję, że ci absolwenci, którzy kończyli tę szkołę przede mną, ci z którymi zdawałam maturę, oraz wszyscy, którzy jeszcze będą przewijać się przez mury Zespołu Szkól Rolniczych w Białymstoku, ciepło i mile będą wspominać swoje lata’ nauki w tej szkole, a różnego rodzaju nieporozumienia i przykrości puszczą w niepamięć, zachowując w sercu jedynie te najmilsze wspomnienia, oddające prawdziwy obraz nauki i życia szkoły.
Anna Stypułkowska-Szczepańska
absolwentka Technikum Rolniczego 1957-1962 rok
7 września 1957 rok… wstawał słoneczny ranek, letnie mgły snuty się po zaoranych polach, kartofliskach, otulały dojrzewające słoneczniki. Czekałam na jedyny przejeżdżający tą trasą w ciągu dnia autobus Warszawa – Białystok. Jechałam by rozpocząć naukę w 5 – letnim Technikum Rolniczym. Skromny ekwipunek miałam w staroświeckiej walizce, która mężnie oparła się wojennej zawierusze. Zresztą cóż tam było nosić w walizkach, skoro każdy najczęściej posiadał to. co mógł na siebie włożyć … mimo, że wojna już była tylko wspomnieniem, w moim otoczeniu nie było ludzi bogatych. Wysiadłam przy dworcu PKS, a stąd aż do mojej szkoły jechało się autobusem nr. 2. Szumna nazwa autobusu określała ciężarówkę obitą deskami lub po prostu okrytą plandeką, do której wdrapywało się po żelaznej drabince. Prawdziwe autobusy zaczęły kursować trochę później… Do szkoły przyjechałam na czas tj. na 8.00, inni byli już od poprzedniego dnia – spali w internacie. Rozpoczęcie roku szkolnego odbyło się w świetlicy internatu, która wydała się mi wtedy ogromną salą, wypełnioną wielką liczbą uczniów. Teraz wiem, moja szkoła była wtedy mała i każdy znal każdego i wszyscy byliśmy jakby w dużym domu rodzinnym, nie wyłączając naszych nauczycieli i wychowawców. Pan Dyrektor Łuszczewski powitał nas miło, choć dziś nie wiem jakie to były słowa. Pamiętam tylko tę atmosferę ogólnej życzliwości. Nasza wychowawczyni pani Nina Gutkiewicz (wówczas jeszcze Kraskiewicz) zebrała całą klasę w pracowni! biologicznej, która mieściła się w piwnicach pałacu Lubomirskich (zostanie on na zawsze kochaną BUDĄ) – i ogarnęła nas jakimś ciepłem, jak ktoś bliskie dobrze znany Wspomnienia o szkole teraz czuję jak cos ciepłego i jasnego. Dziś po 40 latach, gdy niosę już za sobą wiele różnych przeżyć, nie pamiętam, by któreś z nich miały ten charakter – to było cos dobrego i nigdy już się nie powtórzyło w innym miejscu. Uczono nas wszystkiego „od podstaw”. Ukończyliśmy nasze szkoły podstawowe gdzieś po wsiach i z wiadomościami było różnie, przeważnie nie umieliśmy zbyt wiele. Tutaj, oprócz zawodu rolnika, nauczyliśmy się poprawnej polszczyzny, otworzył się przed nami skarbiec wspaniałej literatury i czar poezji. Pani prof. Halina Kluz zmagała się przez całe 5 lat, otwierając w naszych umysłach ” puste szufladki”, gdzie układała systematycznie wiedzę i zapalała w nas pragnienie poznawania życia i świata poprzez czytanie. Niezapomniany pan prof. Żyźniewski, który był zakochany w literaturze sączył w nas najpiękniejsze fragmenty dzieł znanych klasyków, rysując kredą na tablicy (bardzo artystycznie) wygląd strojów bohaterów powieści, ich broń, uprząż na których jeździli, sanie , karety, pałace i dwory. Nie było telewizji, radio należało do rzadkości, a repertuar kin nie byt zbyt bogaty. Nasi kochani nauczyciele – p. prof. Kluz. p. prof. Żyźniewski, p. prof. Jachimowicz – organizowali z nami piękne przedstawienia teatralne, kabarety, śpiewy chóralne, solowe, zespoły muzyczne. Te wspaniałe zajęcia odbywały się po lekcjach nieraz do późnej nocy. Dziś nikt już takich zajęć pozalekcyjnych nie prowadzi i nikt nie potrafi tak przywiązać młodzieży do szkoły i do nauczycieli. Nasi nauczyciele i wychowawcy byli z nami zawsze … Tym samym obok nauczania odbywało się ustawiczne wychowanie. Nikt z Nich za to nie otrzymywał żadnych pieniędzy, to byli Nauczyciele – Pasjonaci. Obok wycieczek konnych i wieczornych biegów do lasu w ramach treningu sportowego (ulubiony przez całą młodzież nauczyciel wychowania fizycznego p. prof. Franciszek Ilczuk) uczyliśmy się programowych wiadomości. Nauczano nas dobrze, większość skończyła wyższe studia gdzie prawie każdy świetnie dawał sobie radę – wyrośliśmy na ludzi pracy … Nauczyciele przedmiotów zawodowych p. prof. Andrzej Golębiowski, p. prof. Kulig, p. prof. Niemczak, p. prof. Kubrak i inni przekazali tyle wiedzy fachowej, że w czasie studiów, czy na stanowiskach pracy mieliśmy bazę do dalszej nauki i do życia. I tak można bez końca, chociaż to tylko 5 lat. Jakże ważnych 5 lat życia … Przybyłam do szkoły jako wiejskie dziecko, a po maturze otworzono mnie i wielu moim wiejskim koleżankom i kolegom drogę do innego, ciekawszego i pełniejszego życia … Dziś zmieniło się prawie wszystko, nie ma już szkoły w Pałacu. W nowym budynku uczy się kilkakrotnie więcej młodzieży, postęp techniczny niewyobrażalnie odmienił nie tylko rzeczy materialne, ale nawet umysły i serca. Z bólem pożegnaliśmy na zawsze wielu nauczycieli i wychowawców, odchodzą też nasi koledzy …jest inaczej z dnia na dzień. Niezmiennie tkwi tylko gdzieś w głębi duszy uznanie wdzięczności i uczuć dla tych, którzy „tworzyli” z nas innych, lepszych ludzi…